czwartek, 26 marca 2015

Wash and go - znaczy dwa w jednym.

Uffff......po okresie szeroko pojętego lenistwa czas wrócić do wszystkich odcieni szarości rzeczywistości. A tak się nie chce. 
Pierwsze, z dwóch, to podsumowanie lutego (lekki poślizg biorąc pod uwagę dzisiejsza datę, ale czemu tak sie stało, o tym za chwilę). Luty zamknął się przebiegiem 283 km (i znów zabrakło do trzech setek parę kroków). O, wyglądało to tak:



Większy nacisk położyłem na długie wybiegania, zaniedbując między innymi podbiegi. To duży błąd, jak sądzę. Nie była to świadoma decyzja. Ot, taka była potrzeba chwili, dyspozycja dnia, jak zwał tak zwał. Nie zapominajmy, że jestem ćwierćamatorem i ćwierćamatorsko podchodzę do sprawy. A marzec, ze względu na mój urlop, będzie jeszcze słabszy. Pod każdym względem. I tu przechodzimy do drugiej sprawy. Urlop. Słodkie lenistwo. Plan, który zakładał zamach na najdłuższy dystans (miało być 47 km) legł w gruzach... Po pierwsze primo - przygotowania przedurlopowe zjadły mi mnóstwo czasu (skarpetki same się nie spakują, nie),a po drugie primo -  stuknął mi kolejny roczek, co też zjadło mi mnóstwo czasu (wódka urodzinowa sama się nie wypije). 
Przebieg urlopowy to jakieś 58 km (mówię "jakieś", bo jak ta piczka, zostawiłem w taksówce plecak, w którym był między innymi mój Garmin i większość treningów wpisywałem z pamięci). Niedużo jak na dwa i pol tygodnia lenistwa, nie? Ale uwierzcie mi, warunki nie sprzyjały bieganiu. I nie mówię tu o ciągłym kacu, ale na przykład o takich kwiatkach:
Nawet jeżeli termometr w autobusie przekłamywał o parę stopni, to i tak było w chuj  gorąco.
A tak kończy człowiek wypuszczony z zimnej Polski na bieganie w porannym  słońcu:

Jaki dystans tak sponiewierał? Niewiarygodne 7,5km, w zabójczym tempie 6:08/km. Poważnie...Myślałem, że tego nie przeżyję. Później było odrobinę lepiej (raz nawet przetruchtałem dwie dyszki), ale i tak ciężko. 


No cóż...teraz za słodkie lenistwo przyjdzie zapłacić. Przypuszczam, że odbudowanie się do takiej "formy", jaką miałem przed urlopem, potrwa ze trzy tygodnie..a za cztery Wielka Prehyba. Zobaczymy jak pójdzie start w pierwszym w życiu biegu górskim, po takich rozpustach...Ale za nim to nastąpi, to już za 3 dni 10 Półmaraton Warszawski. Całe szczęście, że zakładałem ten start jako czysto towarzyski...

Na koniec dwa widoczki dopełniające urlopowe chwile:



Będzie brakować....