niedziela, 21 lutego 2016

Samowolka.

Ten sprytny tytuł ma uhonorować zwycięską scenę z festiwalu "Powiedz życiu o swoich planach". Poniżej krótka scena po powiedzeniu życiu o optymistycznych planach biegowych:


Tak właśnie. Miało być pięknie, a wyszło jak zwykle. Jakiś syf się do mnie przyczepił i żrę antybiotyk, żeby go pokonać (terapia alkoholem i ziołami nie działa), a przez to słabnę w oczach.Chyba przez to. Bo, drugi głosik w głowie mówi mi, ze za szybko przeskok zrobiłem z "lenistwa" do "trening z pełnym obciążeniem" i organizm tego nie wytrzymał.  Prawda, pewnie, leży gdzieś po środku.  Nawet mój (i tak słaby) hart ducha uległ osłabieniu.

Teoretycznie nie jest jeszcze tragicznie, bo wykładam się na co drugim treningu, ale i tak mi się to nie podoba. Muszę  wierzyć, że po odstawieniu antybiotyków sytuacja się unormuje. Znów będę mógł walić wódę i biegać równym tempem.
A póki co idę sprawdzić się z pierwszym w tym roku BNP. Planowo 18 km (15km  II zakres, 2km III zakres, 1km WT). Pierwsze podejście, dwa dni temu,  skończyło się na  piątym kilometrze. Więc sami widzicie...

Jedyny plus w tym miesiącu, że ruszyła rodzima Ekstraklapa. Ciekawe po której kolejce skończy się ta radość.




środa, 3 lutego 2016

Ruszyła maszyna po szynach ospale....

I się zaczęło. 
Nowy rok, więc wszystko zaczyna się od zera. A właściwie nawet, powiedziałbym, że od lekkiego minusa. Dzięki roztrenowaniu, czyli w moim wykonaniu nicnierobieniu, zyskałem coś, czego do chwili obecnej nie mogę zgubić. Prawie pięć dodatkowych kilogramów do noszenia po świecie. Minął miesiąc, a straciłem   tylko 1/10 tego nadbagażu. No cóż....w tym tempie do września zrzucę. Bo, na jakąś wysublimowaną dietę jestem za słaby. Na jakąś prostą i zbilansowaną też za słaby jestem. No i wiedzy nie mam. Mógłbym się posiłkować Moją Lepszą Połową, bo ona 3/4 życia sprawdza co zjada. No, ale...no cóż..za słaby jestem. Może spróbuję diety MniejŻreć. jeszcze się zastanowię...Póki co pozwoliłem sobie na szarpniecie półtorej pizzy w niedzielę. Chyba też w dupe poszło (bo tyłkiem tego nie mogę nazwać..).
Poza nadbagażem, o roztrenowaniu, mogę się wypowiadać w samych superlatywach. Może naprawdę byłem już trochę zmęczony tym ciągłym bieganiem? Dwa tygodnie kompletnego luzu w grudniu, a później dwa tygodnie z leciusieńkimi biegami (39 km w tygodniu w średnim tempie 5:35/km) sprawiło, że rok mogłem zacząć z grubej rury bez przeszkód fizycznych i z wielkim zapałem. Łącznie wyszło 269 km (porównując do poprzedniego początku sezonu w listopadzie 2014 prawie 60km więcej..i do tego szybciej. Żeby jednak nie popadać w samozachwyt cztery lata temu biegałem szybciej....). Co więcej - cały czas jestem głodny biegu i śmieję się sam do siebie, gdy wracam styrany po treningu.
Dodatkowo - nie zrezygnowałem jeszcze z ćwiczeń  na core stability! Fakt, że robię je raz w tygodniu (stąd sobie je podejrzałem ). Fakt, że obciążenia i ilość potworzeń jest taka, że nawet astmatyk z nadwagą by się nie zmęczył, ale robię. Łudze sę, że kiedyś będe je robił z ochota..Może mały odpoczynek od nich by pomógł..hahahaha!

W ujęciu statystycznym i obrazkowym styczeń wyglądał tak (żółte to dzień z ćwiczeniami na core stability; wrzucam, żeby widziec i się motywować...);










Schemat, jaki przyjąłem, jak widać jest dość banalny. Dzień podbiegów, dzień taki tam (albo drugi zakres, albo granica między pierwszym i drugim; tak żeby się rozruszać), dzień szybkości, dzień dłuższego wybiegania (w tym raz na trzy  tygodnie dwa treningi jednego dnia, żeby nie zasuwac maratonów...).

Co będzie dalej? Oby było szybciej, dłużej i mocniej! We wszystkim. Nie tylko w bieganiu...