środa, 5 września 2018

Old school czy new trend?

            Odpowiedź na to pytanie padnie już w najbliższą sobotę. Taaaa....pół roku - to chyba wystarczająco dużo czasu, aby sprawdzić wymierny efekt pracy z przyfabrycznym trenerem. A w najbliższa sobotę będzie doskonały sprawdzian - Bieg Siedmiu Dolin. Bieg, który przebiegłem ukończyłem dwa lata temu, więc siłą rzeczy, do tamtego czasu będę wszystko porównywał i odnosił. Pogoda też, jak sądzę, jest ciekawa wyniku, bo według prognozy, warunki mają być zbliżone (czyli gorąco).  
            Jak minął czas od startu w Hiszpanii? Pracowicie. Pracowicie tak na 88%. Treningów biegowych praktycznie nie odpuszczałem, siłowe zaniedbałem, core stability....przemilczę. Jeden zajebisty start górski - Supermaraton Gór Stołowych (świetna sprawa - kto nie był, niech pojedzie), kilka wycieczek biegowych po górach i latanie po płaskim....Tak to właśnie wyglądało. 770 km treningu od czerwca (a więc 3 miesiące i trochę) - a w 2016 było 660km w dwa miesiące z kawałkiem..Widać różnicę. 
               Zrobiłem dwa testy przed startem - może nie do końca wymierne, ale zawsze. Wystartowałem w MonteKazurze (przed poprzednim B7D także) - różnica w czasie 4 sekundy na korzyść tego roku.  Prawie tak samo - ale teraz cisnąłem, a wtedy biegłem większym na luzie, bo cztery dni później był start w Krynicy.  Drugi test, to Półmaraton Praski - w 2016 też robiłem.. Wtedy był upał jak fiut, a teraz start w nocy, stąd nie będzie to wymierne. Teraz szybciej o minutę. I na dużo większym luzie - start traktowałem jak mocniejszy trening. Więc tak na dwoje babka wróżyła...
            I tak samo, jak we wpisie  z czerwca 2016 Zachwycony będę, jeżeli zrobię to w 15 godzin. Z szacunków, które robię na papierze, wychodzi 15,5 godzin. Kurcze minęły dwa lata, a ja nadal mam ten sam dylemat... 0% rozwoju 100% frajdy.

Byle do soboty!