środa, 25 lutego 2015

Niemożliwe staje się możliwe...

A jednak się udało. To co kiedyś było celem samym w sobie, teraz stało się częścią  większego planu.

 Jeden obraz wart tysięcy słów.  A przy założeniu, że jedno słowo to jeden metr, to nawet czterdziestu dwóch tysięcy dwustu słów.
Pierwszy raz w życiu przemierzyłem dystans maratoński, jako długie wybieganie. Czas? Najgorszy jaki kiedykolwiek osiągnąłem. Radość?  Nooo...ta po ukończeniu maratonu jako zawodów, także zawsze była większa. Ubaw?  Po pachy :) To naprawdę niesamowite. Wstać rano i pyk...przebiec maratan jako trening.
Ba, nawet poniedziałek nie przywitał mnie jakimiś specjalnie dużymi bólami w nogach. Plecy za to, podczas biegu, napieprzały...Wniosek? Zacznij robić ćwiczenia na plecy!!!! Chyba naprawdę czas sie do tego przyłożyć, bo, niestety, nad czym ubolewam, cały czas traktuję je po macoszemu...Czasem trochę deskę, czasem parę brzuszków..z naciskiem na "czasem i "trochę".
A w niedzielę? Zamach na najdłużej przebiegnięty do tej pory dystans. Celuję w jakieś 46-47 km. Jak będzie zobaczymy.

Może będziecie mieć mnie za idiotę, ale to naprawdę fajne...

wtorek, 17 lutego 2015

Odrobina magii w zależności od pogody....

Pomimo, że to luty, to pogodę mamy typowa marcową. Raz piękne wiosenne słońce, raz zimowa zadymka, innym znów razem jesienna deprecha słota. Jakoś ostatnio każda ta chwila napawała mnie radością. Ba dostarczyła nawet odrobinę magii. 
Serio! Ze względu na to, że lampka na głowie to wciąż dla mnie nowość, pewne  sytuacje są zachwycająco-zaskakujące. Takie właśnie, jak ta z ostatniej przebieżki, przy śnieżnej zadymce. Piękny nadwiślański brzeg, ciemno choć oko wykol...czasem gdzieś błyśnie samotna latarnia...w oddali na biało-czerwono pobłyskuje Stadion Narodowy...w jeszcze większej oddali błyszczy samotny łysy księżyc...Jeżeli już widzicie tą scenerię, to dorzućcie do tego wiatr, który z radością hula po nadbrzeżu..i zacinający śnieg. Cała sceneria wydawałoby się normalna. Luty jak luty. Ale wystarczy kliknąć włącznik na czołówce i wszystko się zmienia. W jasności, która bije przed Wami,  płatki śniegu wirują tuż przed Waszą twarzą, wirują szaleńczo w parze wytworzonej w waszych płucach, jak w jakimś szaleńczym tańcu. Rewelacja.Jak nie do końca jestem czuły na tak zwane piękne okoliczności przyrody...I niepowtarzalne .. tym razem byłem jak urzeczony. 
W sobotę zaś prawie wiosna. Wyskoczył czlowiek, słonko świeciło..ech...Cudo.

Piękne wspomnienie...A dzisiaj? Dzisiaj miało byc pod górkę.A co jest? Jest pieprzony leń...Hm...zauważam dziwną prawidłowość, ze co wtorek mnie to dotyka. Dziwne...Nic to. W pełni optymistycznie - do końca tygodnia 5 dni, więc teoretycznie, 4 dni treningu da się tam wpleść! 
A w niedzielę coś, co niezależnie od pogody, także będzie zadziwiające, jak magiczna sztuczka. Pierwszy raz w życiu mam zamiar wstać rano, zęby umyć, zjeść śniadanko, wyjść na trening i...i....i przebiec maraton. Właśnie tak. To, co do chwili obecnej, było szczytem długości biegu ma, się stać mocną jednostką treningową. Ciekawe czy się uda...


Hm...zauważyliście, że jak człowiek nie ma nic ciekawego do powiedzenia, to farmazony o pogodzie opowiada?

poniedziałek, 2 lutego 2015

Kolejny raz straciłem swój rozsądek, to kolejny raz...

Kolejny miesiąc zleciał, jak z bicza strzelił. Kurcze, prowadzenie kalendarza treningowego, wraz z nieuchronnie zbliżającymi się datami, które wyznaczają  koniec kolejnych etapów, doskonale uzmysławia mi, jak szybko staję się starym dziadem. Kiedyś byłem piękny i młody, później tylko piękny, a teraz...a teraz już mi w uszach brzmi mówione poważnym tonem "z prochu powstałeś i w proch się obrócisz..". Więc nie ma co się opieprzać, tylko szybciutko próbować zrealizować to czego się chce, a jednocześnie korzystać, czerpać z życia garściami wszelkie przyjemności, na jakie tylko ma się ochotę. 
Jeszcze tydzień temu myślałem, że tytuł tego wpisu będzie brzmiał "This is Spartaaaaa......" czy jakoś podobnie, bo byłem święcie przekonany, że po raz pierwszy w historii miesięczny licznik przekręci niezłamana, jak do tej pory, liczbę 300. No, ale tytuł brzmi tak jak brzmi, a przebieg w styczniu zatrzymał się na 282,52 km (co jak sprawdziłem w notatkach  i tak jest swego rodzaju życiówką. Pobitą o całe 130 metrów). 
W skrócie styczeń nie był taki zły. Ba, połowę miesiąca zrobiłem zgodnie z planem. W drugiej połowie, raz mnie dopadł potężny leń,  a raz potężny kac. I kiedy mówię potężny, to naprawdę taki był. I leń i kac, żeby nie było, że jakoś wybiórczo to traktuję. Ale święcąc dni święte, ani razu nie wypadło mi z planu długi wybieganie, ani podbiegi. Obie te jednostki treningowe staram się traktować priorytetowo i ich nie odpuszczać. 
W słynnym już, w niektórych kręgach,  ujęciu z grinszotowym, styczeń wyglądał tak:





Uogólniając jestem zadowolono ze stycznia. Bo i się pobiegało i popiło i potańczyło i w ogóle...Tak, tak, wiem..Będę płakał po pierwszym starcie w górach. Będę pluł sobie w brodę, że zamiast pobiegać poszedłem popić. Ale tymczasem na mazowieckich równinach panuje inne uczucie.

Ach i jeszcze jedno novum. Przypuszczalnie za start w Biegu Mikołajów, bo przecież nie za dobre występki,  święty podrzucił pod drzewko iglaste takie oto cudo:

Garść suchych informacji: - okaz na zdjęciu to Nomad L-HLS-NL2-G Mactronica. Ulotka twierdzi, że daje radę przez 40 godzin tworzyć świetlaną przyszłość z mocą 180 lumenów. Wspomniana ulotka mówi też, ze zasięg światła to 120 metrów, ale z tym bym uważał.
Pierwsze wrażenia z biegu z czołówką? Takie same jak z plecakiem - jest dziwnie. Ludzie, też patrzą na Ciebie dziwnie. Szczególnie, gdy wybiegasz z jakiegośc ciemnego zakamara w Łazienkach Królewskich, podczas gdy ktoś inny, w innym ciemnym zakamarku stara się spokojnie i bez stresu pic piwo. Raz jeszcze wybaczacie chłopaki. Nie chciałem was przestraszyć.
Nie biegałem z nią jakoś długo. Kilka razy po 30, 40 minut, a jakoś nie mogę się zmusić do tego, żeby założyć ją na długie wybieganie, żeby sprawdzić jak to jest z czołówką kilka godzin na głowie.
No i dobrze by było polecieć gdzieś, gdzie jest naprawdę ciemno, żeby sprawdzić jak to jest...

Tymczasem zostawiam Was z przyczyną jednego z odpuszczonych treningów. Jak mówiłem wcześniej, może będę przeklinał później te chwile, ale  Dj Aphrodite na żywca daje radę. A też jest starym dziadem..




A tymczasem lecę. Nie..nie biegać. Czeka na mnie "Ida".Czas w końcu obejrzeć to czym się zachwycają inni. I później surowo ocenić.