niedziela, 26 października 2014

Bomba poszla w gorę!

Hahaha ....Wielkie słowa w temacie na opisanie rzeczy małej. W końcu, po prawie trzydziestodniowym lenistwie (bo jak inaczej określić przebieg w ciągu października równy 44 km? I to w większości zrobiony jako rozbiegania po Maratonie Warszawskim), w pełni świadomie rozpoczynam przygotowania. Wczoraj pierwsze 11 km na długiej drodze, która mnie czeka, ale nie od razu Kraków zbudowali. Myślę, że minimum miesiąc zajmie powrót to szeroko rozumianego "stanu używalności". Jak zobaczyłem wczoraj, że w tempie 5:18/km serce mi wali 148 razy na minutę, to sam się wyśmiałem (na oko przy takim tętnie tempo powinienem  mieć ze 20-25 sekund mniejsze).
Od razu też, poszedłem świętować powrót do treningu upodleniem się na parapetówce. No cóż...taki mamy klimat. Mało sportowy tryb życia to ja. Wbrew pozorom jednak, to spotkanie towarzyskie miało, dla mnie, pewien wydźwięk dydaktyczny. Człowiek, który był organizatorem,  gospodarzem i nabywca nieruchomości dążył do tego kilka lat. Krok za krokiem. Małymi kroczkami. Cierpliwie. Bez chodzenia na skróty (ogólnie to skomplikowana historia, więc uwierzcie po prostu, że tak było).
Przypuszczam, że w dążeniu do mojego celu będzie bardzo podobnie. Nigdy nie zrealizowałem całego programu treningowego, który miał mnie przygotować do biegu. Zawsze miałem  jakąś wymówkę, żeby czegoś nie zrobić (żeby nie było jednak, że jestem leniem, ok? Nie, nie, nie...mówię o kilku treningach 5-6 w sakli np. półrocznych przygotowań). Niby nic, a możne to właśnie ich brak sprawiał to,  że pewne wyścigi toczyły się tak, jak się toczyły. Może wyolbrzymiam i dramatyzuję (nie wiem, bo przecież będę to robił po raz pierwszy), ale dystans równy stu kilometrom szybciutko wykaże braki w przygotowaniu...A tego wolałbym uniknąć, bo i tak wiadomo, zę będzie ciężko. Czy się uda? Mam nadzieję, że tak...

Koniec końców, jakie to jednak piękne, że spotkanie na którym wóda leje się strumieniami, a rozmowy dochodzą do poziomu aaaaaaaaaleeeeesienaeeeeebałeeeemmmm, dają materiał do przemyśleń z wiązanych z bieganiem :)






czwartek, 23 października 2014

Lepiej mądrze stać...

Jeszcze tylko dwa dni i znów będzie można ruszyć szybciej  kończynami! Yeah! Rany po wkłutym tuszu już się prawie zarosły, więc będzie można porzucić bezsens siedzenia na tyłku i rozpocząc bezsens biegania.
Jasna sprawa, ze narzuca się pierwsze pytanie. Jak to zrobić, do diaska. Internet, jak to internet - ile stron, tyle konceptów na plany treningowe. Jedni radzą, żeby orać po 53651768 kilometrów w tygodniu, drudzy mniej, ale szybciej, trzeci w ogóle odlatują z dziwnymi pomysłami... Jak głosi cytat z polskiej kinematografii "I tak, kurwa, do zajebania!". Szału można dostać.
W głowie krystalizuje mi się pomysł na pozostanie przy tym co robiłem do maratonu (Panie Skarżyński, Panie Gajdus pozdrawiam serdecznie), tylko na trochę większą skalę i z rozłożeniem akcentów na inne rzeczy. Więcej długich wybiegań, mniej robienia szybkości. Bardziej skupić się na zapieprzaniu w dół, niż w górę. No i zrobić w końcu coś,  do czego nie mogę się przekonać od pamiętnego zakładu, a co wbijają do głowy wszyscy trenerzy. Core stability i inne ćwiczenia....Wrrrr....nie cierpię, nie znoszę, zostawcie mnie w spokoju. Ja i mój core i bez ćwiczeń mamy się dobrze (chociaż wiedząc, że od 35 kilometra zaczyna mnie łupać w plecach, to  rozsądek mówi "do it bo inaczej  urwę Ci ryja"* ).
Z tymi górami tylko trochę słabo. Pobiegał by człowiek po pięknych szlakach, pooglądał zapierające dech w piersiach krajobrazy, poczuł tę moc, która czai w górach... A tu uj (bez "ch")...Kopa Cwila w górę w dół..o..albo dla urozmaicenia chwili Górka Szczęśliwicka. Bomba. Z drugiej strony, jakby się dobrze zastanowić, to takie latanie pod jedną górę może wzmocnić człowieka psychicznie. Chyba.

Na koniec, nie pozostaje nic innego, niż odpowiedzieć sobie na pytanie nurtujące filozofów od lat. Skoro lepiej, żeby piłkarz mądrze stał, niż głupio biegał, to co ma robić mądrze biegacz?
Nie mam zielonego pojęcia.








*O matko dwa cytaty z jednego filmu...nie jest dobrze

poniedziałek, 20 października 2014

Nowa setka nowe wyzwanie.

Wiele pomysłów i decyzji zaczyna się w szklanym naczyniu z wódą. Serio. Konsekwencje często bywają hm...cokolwiek dziwne. Złamana noga. Dziecko. Odebrane prawo jazdy. 100 pln mandatu. Pewnie każdy z Was (no dobra - za wyłączeniem niepijących malkontentów) mógłby podzielić się jakąś historią z tej dziedziny. Lepszą, gorszą, z morałem, całkowicie bez sensu, mądrą, głupią, pełną "słuuuuchaj mnieeee zioooomek, bądź wypełnioną dykcją prawdziwego radiowca.
 U mnie jedno ze spotkań towarzyskich zakrapianych procentami (trunki od 5% do 45%) zakończyło się zakładem o dwa piwa, że przebiegnę maraton. A co! Wtedy to było proste:
-Kochanieńki!42 km ? Tyle co pierdnąć, a później dołożyć te 195 metrów...
I tak to się zaczęło moje bieganie (swoją drogą dzięki Jacek).

To było jakieś 54 miesiące temu. Zakład wygrałem ( w końcu dwa piwa piechotą nie chodzą, nie?), później przebiegłem drugi maraton, trzeci, czwarty...(spoko, spoko nie będę wyliczał dalej, bo na czterech się, póki co,  skończyło). Przy czwartym,  gdy pół roku morderczych (hahaha) treningów dało poprawę 0,7 sekundy na kilometr w porównaniu do poprzedniego (dla leniwców 30 sekund), stwierdziłem, że trzeba coś zrobić. Zmienić. Pytanie tylko co?
Trening? Nie dam rady dołożyć czegoś więcej. 4 dni w tygodniu to max. Mój organizm więcej nie przełknie
Styl życia? No nie....Nie pić? Nie używać? Palenie w sumie mógłbym (znów) rzucić.Ale jeszcze nie dzisiaj. Od pierwszego może?
Dyscyplinę? Nieee..pierdolę. Lubię biegać.
To co??? Wraz z kolejną setką odpowiedź nasunęła się sama. Dystans głąbie! Skoro nie będziesz szybszy - sorry ale od Jezusa jestem starszy..znaczy od jego wieku jak umarł, a nie, że mam prawie dwa tysiące lat, więc idź w ilość.
W sumie już mi się to kiedyś roiło w głowie i...i dziś przy dawce pysznej cytrynówki (też wygrana w zakładzie :) ) postanowiłem. W 2015 lecę 100km .
Pewnie raczej w czerwcu (Sudecka Setka wygląda obiecująco) niż w styczniu (no nie po Sylwestrze....), ale w 2015.Koniec. Kropka. Postanowione.