środa, 21 października 2015

Panie Best, kiedy to się wszystko spieprzyło?

Tak. Śmiało można zadać takie pytanie samemu sobie. Jak miało być? No jak? Pozostało 6 tygodni i chce  je przepracować najsumienniej jak się da.  Prawie trzy tygodnie po wypowiedzeniu tego zdania mogę powiedzieć: Ta...pfff...jasne....
Zacznijmy od początku. Urlop. I to w cholernym Alicante - ciepłym, jak na październik w Polsce, miejscu. Nic tylko biegać. Biegać, byczyć się i biegać. Ile zrobiłem? A z 56 kilometrów. Kły ostrzyłem na jakieś świetne czasy  BNP...achy...ochy...nadzieje ...I gówno. Miasteczko, można śmiało nazwać miastem przyjaznym podbiegom.  W mojej okolicy znaleźć płaski kawałek graniczyło z cudem. Górki, dołki, dołki, górki. Nic to, przynajmniej miałem wymówkę, że szybko nie biegam. Druga teoria (bron Boże, nie wymyślona przeze mnie) mówi, że cześć winy spada na moje zestawy plażowe. Ale nie do końca temu wierzę.
Metalowy zestaw plażowy.

 Braki biegowe nadrabiałem spacerami. Dziennie w przedziałach 20-40 km. Każdy dzień był jak trening back to back. Dla chodziarza. 
Tak mnie rozleniwiło hiszpańskie słońce, że pogoda w Polsce w ząbki kuła. Po raz pierwszy, od niepamiętnych czasów poszedłem na siłownię, pobiegać na bieżni. 18 km BNP  O matko...jaki to koszmar.Gorąco. Chujowy widok - typ z typiarą próbujący odbić piłeczkę squashową częściej niż raz (!). Pojedynek paralityków. Za to niezły trening mentalny. Zwyciężyłem. Ale sam sobie zadaję pytanie - jak to mogłem kiedyś robić 3 razy w tygodniu?
Zestaw plażowy mieszany (szklano-aluminiowy).
 
I wszystko było nawet do przyjęcia, aż do dziś. Dzisiaj jest dzień, w którym runęło niebo. Kompletnie przygnębiony (głównie przez pracę) i zmęczony (nie cierpię łażenia po sklepach i punktach usługowych, ale musiałem...), wrzuciłem na siebie biegową zbroję. Wyszedłem w mrok i chłód na ostatnie, przed maratonem, długie wybieganie - 25km. Wróciłem do domu po 33 sekundach. Nie mogłem. Kompletna niemoc, niechęć i cholera wie co jeszcze. Pieprzony Götterdämmerung...Już widzę tę życiówkę w Radomiu. Jak daje dyla przede mną, a ja stoję jak pizda (swoją drogą, ciekawe, czy to można podciągnąć pod oksymoron?). 
Nawet nie ma nadzieii na to, że jutro będzie lepiej. Bo wiadomo, że nie będzie. 
 
 



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz