poniedziałek, 8 sierpnia 2016

Spóźnione, ale szczere....

Mowa oczywiście o podsumowaniu. Tak ogólnie - podsumowaniu lipca, podsumowaniu treningów Sudeckiej Setki (a tak, żebym pamiętał..), podsumowaniu tego co się dzieje teraz.
Nie kolejno. Zacznijmy od przygotowań. Schemat treningowy, który robiłem, finalnie okazał się całkiem niezły. Gdyby nie moja głupota,  przejawiająca się brakiem mądrości, byłoby nawet nieźle. Tłumacząc na polski poprzednie zdanie, jakbym nie zawalił taktycznie Sudeckiej, byłoby dobrze. Chociaż z drugiej strony, może czegoś w tych przygotowaniach zabrakło, skoro zabrakło sił na koniec? 
Schemat jest bardzo prosty:
Siła biegowa (znaczy ja tylko podbiegi robię, ale może się rozwinę z czasem) / biegowe piardu piardu (w zależności od nastroju luźne wybieganie na granicy I i II zakresu, albo czasem więcej drugiego) / BNP  ( bo dobre i dla nóg i dla głowy...no i bardzo odmulające) / długie wybieganie.
Klasyka nudy i monotonii....Same długie wybiegania, robiłem co tydzień inaczej. Długie wybieganie podzielone na dwa treningi w jednym dniu (łączenie 38-45km), tydzień później "krótkie" długie wybieganie (ze 25km) w spokojnym tempie, żeby odsapnąć po przednim tygodniu, a następnie dłuuuugie wybieganie ciągiem ( od 30km w górę - w szczytowym momencie, dla sprawdzenia 50km). 
Na chwilę obecną żre. A właściwie żarło. Po Sudeckiej był  tydzień leżenia bykiem do góry jajami, później zaczynałem się poruszać więcej. Plan był, jak się okazało, dość ambitny, bo myślałem, że pod koniec lipca wrócę do formy ze środka czerwca. Nic bardziej mylnego. Bieg na 100 km naprawdę mocno mnie wyeksploatował. Na dzień dzisiejszy, forma jest jak sinusoida, a jak już idzie dobrze, to idzie mi dobrze do, pi razy drzwi, 20km. Później ciało zaciąga hamulec ręczny i zwalaniami. Doszło do tego, że na ostatnim długim wybieganiu, tempo potrafiło, na jednym z kilometrów, wynosić 6:59 min (jak patrzę to takie tempo łapałem ostatnio na końcowych  kilometrach  wybiegania 50k. A teraz ? Na 26km...a wybieganie miało 36km). Ponadto wolniej się regeneruję i dłużnej wszystko czuję w nogach. Kolejne wyzwanie - Bieg Siedmiu Dolin, nie napawa mnie optymizmem. Nawet chodzi mi już po głowie skrócenie dystansu...

Lipiec w obrazkach? Proszę bardzo:







Pewnie zauważyliście, nowo pojawiające się ostrzeżenie dla mistrzów świata w kulturystyce?

No cóż...tak naprawdę oznaczam tylko dni, w których jestem kozłem ofiarnym świeżo upieczonej instruktorki kulturystyki. Postanowiłem poświęcić swoje ciało nauce  na ołtarzu praktyk. Niech dziewczyna ma coś z życia...Na przykład marudę, która grymasi, bo musi żelastwo przewalać z kąta w kąt. Nudna ta siłka w chuj. Ale za to doskonale obnażyła wszystkie słabe miejsca na moim ciele...Być świadomym własnych słabości, to też duży plus. 

Czas po Sudeckiej uzmysłowił mi jeszcze jedną, smutna, rzecz. Nici w tym roku z Maratonu warszawskiego. W kwietniu, zakładałem, ze dwa tygodnie pomiędzy B7D a MW, będą wystarczające, żeby się zregenerować by w nim pobiec. Nawet jako zajączek na 3:50:00 dla mojej konkubiny. Ale jednak, zdecydowanie nie. Smutne...Bardzo.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz