sobota, 10 stycznia 2015

Nie mogę być równocześnie twórcą i tworzywem?

No...to, żeby mieć szybko załatwioną sprawę, postanowiłem swoje postanowienie noworoczne zrealizować najszybciej jak się da. Po co ma się ciągnąć to za mną do grudnia. Przypomnę tylko, że postanowienie noworoczne brzmiało "raz, raz jeden poczuć się jak biegowy artysta". Wiadomo ilu ludzi, tyle definicji artyzmu. Jak łatwo można zauważyć, nie operuję słowem jak Konopnicka, o zaśpiewanie piosenki  lepiej nigdy mnie nie proście, manualnie uzdolniony jestem tak, że nawet z plasteliny nie ulepię bałwana...Dramat, ale postanowienie to postanowienie. Wybór padł na rysowanie. Pewnie trudno to ze sobą skojarzyć, no bo niby jak? Bieganie i rysowanie? Ze szkicownikiem będzie biegał i sztalugą? Takie pytania i wątpliwości można mnożyć... 
Z odpowiedzią przychodzi oddana w nasze ręce (i nogi) technika. 
Oto moje pierwsze (i przypuszczalnie ostatnie) dzieło:
Wbrew słynnemu zdaniu, które pada w słynnym polskim filmie  Nie mogę być równocześnie twórcą i tworzywem ... Ja, jak widać mogę. 
Umówmy się - jaki artysta, takie dzieło. No, ale kto nigdy nie narysował penisa męskiego niech pierwszy rzuci kamieniem.

Ze spraw bardziej przyziemnych i oderwanych od sztuki rysunku - pierwsze 50 kilometrów w Mizuno Wave Ascend 7 zrobione. Nie, nie...nie za jednym podejściem :) Spokojnie. Dwa długie wybiegania. Jedno 20 drugie 30 kilometrów.  Co mogę powiedzieć? Wygodne (w sumie to jak jak wszystkie buty tego producenta).  Nic nie uciska, nie uwiera, nie ma otrać. Czy ich przyczepność do podłoża jest faktycznie taka dobra? Sam nie wiem. Jedno wybieganie było w śniegu, drugie w ..hmmm... jakby to określić.. No...no na takiej nawierzchni jaka jest w lesie, tydzień po tym jak śnieg się rozpuści i dwa dni po deszczu. Miękkie, ale nie błotniste. Wiecie jak to wygląda, nie? W obu przypadkach było dobrze, ale czy w moich "drogowych" Nexusach przyczepność byłaby znacznie gorsza? Nie sądzę.  
Moje Ascendy mają za to pewną zaletę. Może to głupie, ale....one poprawiają nastrój. Poważka. Na trzydziestokilometrowym wybieganiu, gdy powoli sobie zdychałem (nie mam pojęcia, jak Ci ludzie mogą biegać sto kilometrów..nie mogę sobie wyobrazić siebie na takim dystansie.Przynajmniej jeszcze nie teraz), wystarczał rzut oka w dół  i wracałem do życia. Pewnie, gdy już przestana być ładne i kolorowe, stracą ten efekt, ale póki co działa . No, bo jak tu się do nich nie uśmiechnąć:


Och..No i stało się coś jeszcze. Ruszyły zapisy na Sudecką Setkę
Autor bloga z przyjemnością pragnie poinformować, że jest zapisany, start jest opłacony. Nie pozostało nic innego, jak tylko wykorzystać jak najbardziej efektywnie pozostałe 160 dni i 7 godzin do startu.
Jaram się. 





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz