Podbieg - fantastyczna jednostka treningowa. Dobrze wykonana potrafi sprawić, że do domu wraca się jak zombie...Uwielbiam, ubóstwiam, adoruję i inne podobne. Kiedy przygotowywałem się do maratonów wyglądało to tak - pod górę szybko, w dół zrelaksowanym truchtem. Gdy stwierdziłem, że walnę ultra w górach, to po kilku radach na forach internetowych, zaczęło to wyglądać odwrotnie - w górę truchtem, w dół szybko (wiecie te historie o zbiegach, jak są ważne i jak się na nich traci, bądź zyskuje). Ostatnio stwierdziłem, że nie ma się co, za przeproszeniem pierdolić, i wygląda to tak - w górę żwawo, w dół szybko i minutka truchtu. A, że podbiegam pod Agrykolę w górę jest jakieś 430 metrów ( i co zaskakujące tyle samo w dół). Raz pojechałem rowerem, to wracając po treningu miałemn mroczki przd oczami :)
I wczoraj miało być podobnie. Miało być, gdyby nie to, że nie potrafię (a może, patriotycznie, po prostu nie chcę?) być jak prawdziwy Rosjanin. Stanowczy i w ogóle. O taki o:
No cóż - plany sa po to, aby je krzyżować, modyfikować, zmieniac i udaremniać.
Dzisiaj buty na nogi i jazda na Agrykolę. Podbieg czeka....ale ZŁE na drodze też.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz