środa, 3 lutego 2016

Ruszyła maszyna po szynach ospale....

I się zaczęło. 
Nowy rok, więc wszystko zaczyna się od zera. A właściwie nawet, powiedziałbym, że od lekkiego minusa. Dzięki roztrenowaniu, czyli w moim wykonaniu nicnierobieniu, zyskałem coś, czego do chwili obecnej nie mogę zgubić. Prawie pięć dodatkowych kilogramów do noszenia po świecie. Minął miesiąc, a straciłem   tylko 1/10 tego nadbagażu. No cóż....w tym tempie do września zrzucę. Bo, na jakąś wysublimowaną dietę jestem za słaby. Na jakąś prostą i zbilansowaną też za słaby jestem. No i wiedzy nie mam. Mógłbym się posiłkować Moją Lepszą Połową, bo ona 3/4 życia sprawdza co zjada. No, ale...no cóż..za słaby jestem. Może spróbuję diety MniejŻreć. jeszcze się zastanowię...Póki co pozwoliłem sobie na szarpniecie półtorej pizzy w niedzielę. Chyba też w dupe poszło (bo tyłkiem tego nie mogę nazwać..).
Poza nadbagażem, o roztrenowaniu, mogę się wypowiadać w samych superlatywach. Może naprawdę byłem już trochę zmęczony tym ciągłym bieganiem? Dwa tygodnie kompletnego luzu w grudniu, a później dwa tygodnie z leciusieńkimi biegami (39 km w tygodniu w średnim tempie 5:35/km) sprawiło, że rok mogłem zacząć z grubej rury bez przeszkód fizycznych i z wielkim zapałem. Łącznie wyszło 269 km (porównując do poprzedniego początku sezonu w listopadzie 2014 prawie 60km więcej..i do tego szybciej. Żeby jednak nie popadać w samozachwyt cztery lata temu biegałem szybciej....). Co więcej - cały czas jestem głodny biegu i śmieję się sam do siebie, gdy wracam styrany po treningu.
Dodatkowo - nie zrezygnowałem jeszcze z ćwiczeń  na core stability! Fakt, że robię je raz w tygodniu (stąd sobie je podejrzałem ). Fakt, że obciążenia i ilość potworzeń jest taka, że nawet astmatyk z nadwagą by się nie zmęczył, ale robię. Łudze sę, że kiedyś będe je robił z ochota..Może mały odpoczynek od nich by pomógł..hahahaha!

W ujęciu statystycznym i obrazkowym styczeń wyglądał tak (żółte to dzień z ćwiczeniami na core stability; wrzucam, żeby widziec i się motywować...);










Schemat, jaki przyjąłem, jak widać jest dość banalny. Dzień podbiegów, dzień taki tam (albo drugi zakres, albo granica między pierwszym i drugim; tak żeby się rozruszać), dzień szybkości, dzień dłuższego wybiegania (w tym raz na trzy  tygodnie dwa treningi jednego dnia, żeby nie zasuwac maratonów...).

Co będzie dalej? Oby było szybciej, dłużej i mocniej! We wszystkim. Nie tylko w bieganiu...



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz