poniedziałek, 6 kwietnia 2015

Cały naród walczy....

Ech.....słabiutko. To pierwsze słowa, które mi zabrzmiały w głowie, gdy zrobiłem podsumowanie miesiąca moich narodzin. Kilometraż - lekko ponad 150 km. Ogólnie wyglądało to tak:






 No cóż,  przerwa urlopowa zostaje potraktowana jako czas poświęcony na regenerację, po wyczerpujących miesiącach treningów. Taaaak..już udało mi się sobie wmówić, jak bardzo jej potrzebowałem. Gdyby nie ona, zapewne doznałbym jakiejś koszmarnej kontuzji i umarł...
Pierwszym impulsem do powrotu w reżim treningowy, był X Półmaraton Warszawski. Mówiąc szczerze wynik przerósł moje oczekiwania. Szacowałem, że tempo, jakie uda mi się utrzymać przez 21km, będzie oscylowało w okolicach 5:10-5:15 min/km.A tu proszę jaka niespodzianka - lekko poniżej pięciu minut. Oczywiście nie ma się co lizać po jajkach (nawet jeżeli są święta), bo od rekordu życiowego było wolniej o blisko 9 minut, ale i tak jestem zadowolony. 
Teraz nadszedł czas na odbudowanie tego, co się straciło podczas "regeneracji". Już zrobiłem sobie pierwsze podbiegi i pierwsze długie wybieganie. Treningi te mogę opisać dwoma słowami 'koszmarny koszmar". Mój borze...nie mam w ogóle siły. Pod górkę, jak to pod górkę najpierw powoli, jak żółw ociężale... i jakoś poszło (szczególnie, że później jest z górki), ale wczorajsze 35km dało w kość. Mało brakowało, a świąteczne śniadanie bym zostawił  na moście Gdańskim. W zamian za te męki otrzymałem w darze symulację biegu przez rok bez przerwy, bo przewinęły mi się, w jego trakcie, wszystkie pory roku. Było wszystko - słońce, deszcz, śnieg, grad, burza...niezły ubaw. 
Pozostaje tylko westchnąć raz jeszcze "ech ...słabiutko", zakasać rękawy, mocniej zawiązać sznurowadła i zaprztalać. Niech moc będzie z wami. I ze mną. 

I, jak mówią słowa jednej z opraw warszawskiej Legii - Boże chroń Fanatyków.
Niech nadal przychodzą kibicować, dając wszystkim mnóstwo radości i pozytywnego kopa:

Walczmy!Nie poddawajmy się.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz